poniedziałek, 6 czerwca 2011

Po długiej nieobecności...

Dzisiejszy wpis zostaje popełniony po bardzo długiej przerwie, która nastąpiła nie z mojej winy (to oczywiste). Przez ostatni miesiąc wszyscy byliśmy zbyt zajęci, żeby na bieżąco zdawać relację z moich postępów w nauce i przekazywać pasjonujące informacje z życia małego pieska. 
Zaspokajając ciekawość czytelników powiadamiam, że ostatnie tygodnie spędziłam na nauce - komenda "zdechł pies" wydaje się być całkowicie naturalną dla wyżła, więc jej opanowanie zajęło mi dosłownie kilka minut. Więcej czasu potrzebowała na jej ogarnięcie Ola Fasola, która momentami zdawała się szczerze zaskoczona moją błyskotliwością - jakby nie wiedziała jak genialnego pieska ma w domu...
Gorzej trochę idzie mi z chodzeniem na luźnej smyczy (wybitnie zależy od dnia, humoru, pogody, poziomu stresu, ewentualnych potrzeb naturalnych, faz księżyca, biorytmu, tego którą łapą wstałam itd.), bo samo ćwiczenie jest moim zdaniem beznadziejne i niepotrzebne. Natomiast nauka odwoływania od innego psa wymagała sporo ćwiczeń fizycznych od Pańci i Pana, w szczególności opanowania zorganizowanej zbiorowej ucieczki od małego pieska w płonnej nadziei, że piesio za nimi pobiegnie... Męczyli się nad oderwaniem mnie od zabawy z Krakenem bitą godzinę, więc na koniec zrobiłam tą łaskę i przybiegłam do nich, bo w ich ruchach i spojrzeniach zaczynałam dostrzegać zarys zbliżających się wyrafinowanych kar psychicznych (fochowanie się na pieska, odcięcie dostępu do szuflady z pysznościami, straszenie hyclem).
Dla zapewnienia czytelników o pełni mojego zdrowia i uroku wklejam poniższy filmik z ostatniej wizyty w parku: