wtorek, 22 listopada 2011

Upiorne demony z Piekielnych Wymiarów

Dzisiejszy post poświęcam najstraszliwszym stworzeniom, jakie dane było mi spotkać w życiu. Wielu ludzi trzyma te potwory w domu, nie zdając sobie sprawy z tego, jak wielkie zagrożenie one stanowią - są niby miłe i czasami nawet się łaszą, ale tak naprawdę robią to:


Uświadomiwszy ma wstępie Drogiego Czytelnika z czym ma do czynienia, chciałabym przybliżyć kilka postaci kotów w moim życiu:


Oto Pani Tosia, straszliwy demon rzeszowski. Jak widać na powyższym zdjęciu - bezczelnie zawłaszczyła sobie mój transporter i gdyby nie mój Najwspanialszy Pan, to chyba spałabym na podłodze jak zwykły Fafik. Tosia była stworzeniem bez serca, sumienia i litości dla małego pieska. Na jedyny plus zaliczam to, że w chwili nieuwagi tego Szatana mogłam wyjeść jej bardzo pyszne groszki z miski. 


Bugi - zwany również Boogeyman i Bugster - mokotowski pomiot szatana, który Pańcia kiedyś uważała za całkowicie uległego i spokojnego koteczka. Kiedy jednak przyszło do mojego spotkania z tym rudzielcem - obudził się w nim ten wrodzony koci mord i całą wizytę spędziłam w kącie pokoju (jak widać na zdjęciu), licząc na to, że głupi sierściuch w końcu spadnie ze stołu.
Na koniec zostawiłam Wam portret kota spowodował moją skrajną awersję na ten gatunek. Oto Major:


Chodząca (choć najczęściej leżąca) groza. Jedyna istota na Mokotowie, która nie uznaje mojej hegemonii. Bezczelny typ, który zagradza mi wyjście z domu i syczy, kiedy się zbliżam lub przypadkiem po nim przebiegnę (zdarza się, bo rzadko patrzę pod nogi). Absolutnie odmawia nawiązania kontaktów dyplomatycznych, pomimo podjęcia przeze mnie wielu prób w postaci wrzasków i skakania. Jest to zachowanie całkowicie nieakceptowane i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się podjąć bardziej zdecydowane kroki pod jego adresem niż wyjedzenie kolacji, kiedy akurat nie ma go w pobliżu. Myślę, że kiedyś nadejdzie ten dzień, kiedy Pan otworzy drzwi domu i zobaczy mnie i Majora w takim układzie: