poniedziałek, 9 maja 2011

Wycieczka na strzelanie.


 W dniu wczorajszym byłam na wycieczce z Olą Fasolą, Najwspanialszym Panem i Kolegą Pana ze Strzelbą. Samo miejsce wyjazdu wydawało się rajem - rozległe pola poprzecinane kanałami z wodą, dużo patyków i żadnych miejskich Fafików.
Nie byłam jednak świadoma niespodzianki, jaką szykował dla mnie Pan i Jego Kolega, a mianowicie strzelania ze śrutu, żebym się przyzwyczaiła do odgłosu strzału. Mało to było śmieszne, naprawdę. Nie uciekłam ze strachu, ale przykleiłam się do Oli Fasoli, bo ona jedyna nie brała bezpośredniego udziału w tym niecnym procederze.
Ale poza tym niemiłym incydentem (który podobno ma się powtarzać, wolne żarty), było całkiem miło. Jak we wszystkich zbiornikach wodnych jakie napotykam, również na tych były wiry, które mnie wciągały i nie było siły, żebym 137465 razy nie wpadła do wody.

Cały wieczór było potem marudzenie, że pachnę bagnem czy też studzienką kanalizacyjną, ale ja naprawdę nie wiem o czym oni mówili. Kąpać się trzeba, wszyscy to wiedzą. Może będąc mokrą nie wyglądam szałowo jak zawsze, ale co zrobić - dla chwili przyjemności warto poświęcić misternie układaną brodę: 


Na polach było mnóstwo bażantów, ale są za małe, żeby im z daleka zrobić zdjęcie aparatem "Kodak camera for dummies", którego używała Ola. Ujęła za to sarnę i za to ma u mnie plusa:


Na koniec dodam, że żadne dzikie zwierze podczas wyjazdu nie ucierpiało, nikt do sarenek nie strzelał. Jedynie ja doznałam lekkiego urazu mentalnego przez to strzelanie, ale na mojej pokręconej psychice raczej specjalnie się to nie odbije.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz