niedziela, 27 lutego 2011

Ona...

To moja asystentka. Wklejam zdjęcie z nią, bo w sumie ten blog powstaje dzięki jej pomocy. Muszę korzystać z jej laptopa do pisania, bo spodziewam się, że Mój Najwspanialszy Pan kupi mi mój własny komputer dopiero na urodziny. Tak więc to jest Ola Fasola. Jak już wiecie - droga do bycia fotografem jest przed nią długa i wyboista, ale tak na co dzień osóbka jest całkiem przydatna. Po pierwsze - doskonale sprawdza się jako leżanka. Po drugie - zabierała mnie co rano na spacer podczas tajnej wizyty w Juracie, mówiąc Najwspanialszemu Panu, że idziemy "na podryw". Bredziła bez sensu, bo na plaży nie było nawet kulawej mewy, ale chyba jej to dawało trochę radości, więc po co miałam jej tłumaczyć, że bredzi? Zwłaszcza, że doceniam entuzjazm (choćby idiotyczny) osób, które zabierają mnie na poranne długie spacery.
No i asystentka przydaje się, kiedy Najwspanialszy Pan wyjeżdża na polowanie, a ja akurat nie mam na to ochoty. Wtedy Ola Fasola jest całkowicie do moich usług:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz