sobota, 9 kwietnia 2011

Oficjalne otwarcie sezonu pływackiego!


Każda pora roku ma swój szczególny urok. Zimą jest mnóstwo śniegu, który bezwzględnie trzeba zjadać pracując paszczą przy ziemi w trybie pługu śnieżnego, a wiosną wreszcie puszcza lód i można się kąpać. 
Dzisiaj byłam na porannym spacerze z Olą Fasolą (w jej opinii było to wyjście pt. "Mały piesek, który uciekł z Wariatkowa"). Odwiedziłyśmy moje włości za Warszawianką, które obfitują w różnorakie zbiorniki wodne. Zupełnie przypadkiem wpadłam od razu do wody w pierwszym przydrożnym kanale, a potem ten niezwykły przypadek powtórzył się jeszcze kilkanaście razy. Wydaje się, że mam trudności z utrzymaniem równowagi i bez względu na to, jak bardzo się staram - zawsze wpadnę w wodę lub błoto co najmniej po kolana ;-)
Zdjęcie powyżej jest jedynym, które mojej asystentce udało się zrobić telefonem (chyba takim na korbkę je robiła), ale w ramach rozpoczęcia sezonu przypomnę kąpiele zeszłoroczne:



Jak widzicie, byłam wtedy małym pieskiem, nawet broda mi jeszcze całkiem nie urosła! Jednak już będąc dzieciakiem wiedziałam, że jest woda - jest zabawa. Pan i Pańcia szczęśliwie akceptują moje kąpiele, choć czasami pachnę po nich jak studzienka kanalizacyjna. Taki zapach maskujący musi mi niestety wystarczyć, bo nie zawsze pod ręką jest zdechły jeż, żeby się w nim wytarzać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz